Po krótkiej gadce (wspomniałem że jakowyś zwą mnie wiedźminem) zdecydowaliśmy udać sie na pielgrzymkę do lokalnej świątyni jego boga, za naukami którego i ja podążam na tą chwilę.
Eskortował nas sługa płaczącego boga, który też podarował nam mikstury uzdrawiające. Wszystkie zostały zużyte w bitwie która potem nastąpiła. Powiedziałem mu o Całunie Ilmatera, który leczy każdą chorobę... gdyż wspomniał że jego opactwo w scardale cierpi od schorzeń.
Minęliśmy Wieżę Legionu, wojskowej organizacji walczącej dla Wolności. Wspomniałem że jestem rekrutem legionu.
W świątyni ofiarowaliśmy bronie, wino i jedzenie. Pomodliłem się do Tempusa i czerwonego rycerza pod jego przewodem.
Nazwał mnie 'Czarny Płaszcz', zupełnie jak zwany byłem w świątyni gdy służyłem w niej jako strażnik grobów. Nie odpowiedział na pytanie czy to tylko zgadywanie.
Następnie zdecydowaliśmy i udaliśmy się zwalczać gobliny na chwałę Tempusa, Lorda Bitwy.
Po drodze spotkaliśmy gnole, zbyt silne dla nas aby je uśmiercić, więc uciekliśmy im (aby powrócić później).
Podczas naszej wędrówki do Kniei Rawlins, musieliśmy przystanąć.. gdyż on miał wizje. Strzegłem go przez chwilę, a następnie zdecydowałem opuścić i kontynuować samemu. Zabiłem wilka alfę stada. Następnie on się zjawił i zmusił mnie do pomagania mu w imię Tempusa. Walczyliśmy przeciw goblinom i wilkom, dyskutując o taktykach, mówiąc Mantry i modlitwy gdy było to konieczne (mowa to coś więcej niż słowa, i modlitwa jest rozmową z Bogiem), aż wyczułem zasadzkę. Wycofaliśmy się (wywalczyliśmy drogę ku bezpieczeństwu). Rozdziobią ich kruki i wrony.
---
(następnego dnia) Spotkałem Marsa, sługę Tempusa z wczorajszego dnia znowu.
Wymieniliśmy powitania, postrzelaliśmy do celów łuczniczych na rozgrzewkę, wydawał się być rzeczywiście dobry w sprawach uzbrojenia.
Następnie wspomniał że powinniśmy pozabijać gobliny.. i trupie żuki w imię Tempusa (ale nie koniecznie wszystkie naraz).
Udaliśmy się gdzie trupie żuki i wilki ucztują. Użyłem znaku Magicznej Zbroi na nas w imię Tempusa. Pierwsza próba zawiodła, następne dwie się udały pomyślnie. Zostałem ukąszony przez węża (mam nadzieję że nie zabójczy jad), on padł w bitwie ale był wystarczająco twardy aby przeżyć gdy ja odciągałem wrogów strzelając z łuku i biegając dookoła jakoś. Dał radę podnieść się i pomóc mi zabić ostatniego. Byliśmy zdezorientowani, udaliśmy się w złym kierunku, ryzykując nasze za przeproszeniem dupy...
Następnie powróciliśmy... W drodze powrotnej pytał mnie czy może mnie wyleczyć, ale wyczułem że musimy się szybko wycofać, więc odrzekłem 'później' do niego. W drodze powrotnej spotkaliśmy jednego jeszcze żuka do zabicia, a następnie ukazały się nam bramy Norwik.
Nie potrzebowałem jego leczenia, na miano Tempusa. Wolę gospodę.
---
(inny dzień) Spotkałem Marsa, sługę Tempusa znowu. Czyżby los?
Siedział w zazen, lub być może klęczał przy losowej kapliczce, modląc, być może przekształcając energie.
Poszliśmy pozabijać kilka goblinów i wilków, poszedł za mną a następnie nagle musiał udać się w innym kierunku.
Walczyłem przez chwilę a następnie powróciłem. Czy wszystko z nim w porządku?
---
(inny dzień) Innych poszukiwaczy przygód spotkałem.
Tym razem była to uczona czarownica, kobieta mówiąca trochę zbyt szybko.
Po krótkiej gadce grupka nasza czworga udała się na patrol przełęczy Narów, nękanej zarazą Gnoli, dużych psoludzi z toporami.
Jeden z nas był doświadczonym wojownikiem, być może rycerzem... ale każde z nas zołało coś wnieść i pomóc. Nie przeżył by bez nas, lub tak się wydawało. W pewnym momencie musiałem odbiec na chwilę aby wrócić później, z tańczącym ostrzem, po tym jak pewien gnoll utknął w krzakach.
Linia Marszowa.
Podsumowanie:
1. Łuskowica (Zbroja Łuskowa), sprzedana za 10 sztuk złota (szkoda że odpoczynek w gospodzie z posiłkiem kosztuje 2 sztuki złota).
2. 3x Mikstury Magicznej Zbroi.
3. Misktura Duchowego Oblicza.
Żadnych ran.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz